"Władczyni Mroku" K.C. Hiddenstorm - wyd. Hot Art

Autor: Karina C. Hiddenstorm
Tytuł: Władczyni Mroku
Wydawnictwo: Hot Art
Rok wydania: 2016
Tytuł oryginału: -
Nazwa cyklu: -
Liczba stron: 557



Ktoś powiedział kiedyś, że bookstagram łączy ludzi... Nie, czekaj. Nikt? No dobra, to będę pierwsza. Instagram, bookstagram czy cokolwiek innego internetowego łączy ludzi. Dowiedziałam się tego, kiedy jedna z moich bliskich recenzentek wspomniała o przyjaciółce, która jest autorką i szuka kogoś do recenzji jej książki.
Zgłosiłam się i tak trafiłam na swój egzemplarz z dedykacją.
Wiem, że teraz powinnam zacząć od typowego opisu fabuły, jednak w tym przypadku zmienię nieco kolejność. Uważam, że na samym początku powinny być wszelkie uwagi, także zacznę. Po pierwsze apeluję do osób głęboko wierzących, katolików, którzy od korzeni uczą się chrześcijaństwa i wierzeń z nim związanych. Autorka książki lubi interpretować rzeczy na wszelkie sposoby, kwestionować i podawać aluzjom. Tu także dołożyła fantazję, prawdopodobieństwa i tak oto wyszły jej poglądy, kreowane na potrzeby historii opowiedzianej we Władczyni Mroku. Kolejną rzeczą jest wydawnictwo. Nie zaszczyciło książki korektą, wydało praktycznie byle jak. Przez to mogą zdarzyć się jakieś błędy lub literówki. Jeśli ktokolwiek z Was sięgnął po tę pozycję albo ma zamiar – szczególnie przed tym przestrzegam. Hot Art robi ludzi trochę w bambuko. Lecz przejdźmy do rzeczy.
Megan Rivers chyba nigdy nie czuła się normalna. W dzieciństwie rodzice dziewczynki zginęli w wypadku, a ona po tym przykrym wydarzeniu popadła w amnezję i jej życie zaczęło się od nowa. Nie pamiętała nic z wydarzeń przed wypadkiem. Jak się potem dowiadujemy – tym lepiej. Ogólnie jako dorosła osoba raczej nie czuła się na swój wiek. Imprezowała, ćpała, piła alkohol. Dość wulgarna z niej osóbka, czego można dowiedzieć się naprawdę szybko. Oliwy do ognia dodaje Jim – zwykły, nudny, ale chorobliwie przewrażliwiony na punkcie czystości chłopak Megan, który naprawdę często doprowadza ją do szewskiej pasji. Nagle w jej życiu dzieją się dziwne rzeczy. Niemiły incydent w kierunku szefa i dziewczyna wylatuje z pracy. To, co zrobiła, nie było normalne. Nikt przecież nie podgrzewa napoju do wrzątku samym dotykiem, prawda? Nie rzuca meblami po domu ani nie widzi zjaw czy innych mrocznych istot. Ale ona widziała.


Fabuła Władczyni Mroku mocno wiąże się z chrześcijańską religią. Występuje Bóg, Aniołowie, Demony, w Niebie i Piekle. Tu też rozgrywa się część fabuły, nawet znaczna część. Istoty zamieszkałe poza światem ludzi o dziwo zaczęły mi ich przypominać swym zachowaniem, gdyż niektóre z nich, weźmy Archanioła Gabriela, posiadł głęboki, grzeszny i pyszny charakter zwykłego śmiertelnika. A to nie powinno się wydarzyć. Podczas czytania wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach i działa bez przerwy, ukazując mroczne cienie Piekła oraz rażącą w oczy delikatność i zieloność Nieba.
Tę pozycję czytałam naprawdę długo. Jej format jest większy niż w przeciętnej książce, ale czcionka nie razi wielkością, przez co liczby wskazujące strony wzrastają w niewielkim tempie. Okładka stanowczo mnie zachwyciła i mogę dodać ją do plusów. Poza tym spodobały mi się określenia niektórych rzeczy w języku nieśmiertelnych. Na przykład taki zwykły człowiek nazywany jest nehyyn. Naprawdę świetne! Jeszcze nigdy nie czytałam takiej tematyki, dlatego ciekawie było widzieć to wszystko umysłem: pięknego, przystojnego Lucyfera, powalającą swym nieziemskim wyglądem Lilith, Władczynię Mroku. Gorąca pochwała za diabelskie rumaki. Ich postać, to, jak rozpalały ogień pod kopytami – prześwietne. Fabuła jest niebanalna, zaskakuje, zachwyca, poraża brutalnością (dość często) i na pewno warta przeczytania. Chciałabym teraz przejść do wad. Nie ma ich dużo, a sama Hiddenstorm o nich wie, także głęboki ukłon za dystans, moja droga i wszyscy inni! Czasami przytłaczały mnie opisy. Miałam wrażenie, że było zbyt wiele przykładów i porównań do jednej sytuacji i miałam takie odczucie nawet co niekrótką chwilę. Czyli zbyt mocne rozemocjonowanie się chwilą, tak to bym chyba określiła. Na pewno książka byłaby częściowo mniejsza po poprawie. Historia ma ogromny potencjał, jednak na pewno warto by nad nią jeszcze popracować, szczególnie biorąc pod uwagę okropne zaniedbanie ze strony wydawnictwa! Życzę na pewno powodzenia tej pozycji i jej dalszemu kształtowaniu na perfekcję.


Słowem podsumowania, nie żałuję, że ją przeczytałam i jestem zadowolona z tego doświadczenia, ale na pewno po dopracowaniu zwali wszystkich z nóg. Chętnie przeczytam kolejne prace Kariny z wielkim wyczekiwaniem. Spodobał mi się jej pogląd, wyobraźnia, moc tego, co tworzy. Cieszę się, że nowi pisarze powstają i będę chwalić każde wsparcie w ich kierunku. Powiem jeszcze jedno na zakończenie, niczym wisienka na torcie. Przygniotła mnie całkowicie miłość Lucyfera i jego Mrocznej Królowej, gdyż była tak niepokonana, głęboka i niezmierzona, że nie da się tego wyrazić słowami.
PS. Pokochałam Tabrisa, ten zielonooki czarny kocur z pewnością wyglądałby nieziemsko.:D

Komentarze